Oddałam dziecko do adopcji. Miałam wtedy 19 lat, byłam młoda i głupia. Kochałam go jak szalona, ale on mnie najwidoczniej nie. Głupia byłam, przeprowadzając się do niego na początku ciąży. Głupia byłam, że w ogóle z nim seks uprawiałam. Przytyłam 40 kg w ciąży, dlatego też zostawił mnie w 8 miesiącu. Ja to wszystko skalkulowałam na chłodno. Ja uważałam, że to będzie najlepsze wyjście. Powiedziałam w pracy, że chcę oddać dziecko do adopcji i znalazła się osoba, która powiedziała, że ona nie może mieć dzieci i chętnie by zaadoptowała moje, jeśli ja wyrażę na to zgodę. Część osób wyzywało mnie od wyrodnych. Baza dzieci do adopcji 2023. Osoby chcące adoptować dziecko, mogą przeglądać profile dzieci do adopcji na rozmaitych stronach internetowych. Na adopcję czekają zarówno dzieci z Polski, jak i całego świata. Ośrodek adopcyjny w Kielcach posiada własny katalog dzieci do adopcji, dostępny bezpośrednio w placówce. Podstawa prawna Rodzice adopcyjni zawsze powinni być przygotowani na pytania innych ludzi w sposób asertywny i pozytywny. Z drugiej strony ważne jest, aby pamiętać, że to dziecko jest najważniejszą osobą, jeśli chodzi o adopcję. Rodzice też są ważni, nie ma co do tego wątpliwości. Jednak to dzieci nie są chronione i mają mniej zasobów. Oddam kota rasowego bez rodowodu - takie ogłoszenia znajdziesz tutaj. Ale nie tylko. Koty do adopcji czekają i warto przeglądać i dodawać ogłoszenia. – To jest mój syn, Tagg, którego oddałam do adopcji w marcu 2016 roku. To wideo zostało stworzone po to, aby móc spojrzeć za siebie i wiedzieć, że ta decyzja została podjęta wyłącznie z miłości do niego. Nigdy nie będzie musiał myśleć, że go po prostu ”oddałam" lub że go nie kochałam. . Kim jest matka, która oddaje własne dziecko do adopcji? Pewnie wielu ludziom cisną się na usta same złe słowa. Tymczasem, choć to głupie się tłumaczyć, ja mam coś na swoje wytłumaczenie. Nie oznacza to, że nie żałuję, że Cię nie wychowywałam. Przez swoje życie idę z ciężarem w sercu, że mogłam dzielić tę codzienność z Tobą. Obserwować jak się rozwijasz, jak się śmiejesz. Nie mogłam tego zrobić. fot. Nie, nie chodziło o to, że miałam 15 lat Nie, wcale nie chodzi o to, że miałam 15 lat jak Cię urodziłam. Myślę, że rodzice by mi pomogli Cię wychować. Oczywiście nie byłoby to mile widziane w małej miejscowości, w której mieszkaliśmy. Moi rodzice, a Twoi dziadkowie, mieli jednak zawsze otwarte głowy. Nawet przekonywali mnie do tego, bym Cię zostawiła. Mówili, że jesteś moim najukochańszym synkiem, a ich wnuczkiem. Ja też tak myślałam i do dzisiaj myślę, bo zakochałam się w Tobie od pierwszego wejrzenia. Gdy pojawiłeś się na świecie od razu wiedziałam, że jesteś wyjątkowy. Prosiłam jednak pielęgniarki, by jak najszybciej Cię zabrały. Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bolało to, że musiałam Cię oddać. Tzn. nie musiałam, ale chciałam. Wybacz mi, proszę Wiem, że wiele osób mnie oceniło. Każdy wie jak ktoś inny powinien żyć i ma dla niego milion rad. Zawsze nie to irytowało. Nikt nie próbował wczuć się w moje emocje, w mój żal, w mój ból. A to był ból fizyczny. To przekonanie o tym, co się stało i ta świadomość, że Cię oddam. Że trafisz do obcych ludzi, którzy będą Cię wychowywać i traktować jak syna. Wiem, że miałeś dobre życie, ale wiem też, że żyjesz z traumą, że oddała Cię własna matka. Wybacz mi. Nie znam Twojego ojca Nie wiem, czy dobrze zrobiłam. Wiem jednak, że wtedy, gdy podjęłam tę decyzję, byłam jej pewna. Skąd wzięłam na to siłę? Nie mam pojęcia. Byłam rozżalona i nieszczęśliwa. Nie chciałbyś, żeby ktoś taki Cię wychowywał. Nie pytaj też o swojego ojca. Nie znam go. Złapał mnie w bramie, w biały dzień, gdy wracałam ze szkoły. Zgwałcił mnie, a 9 miesięcy później urodziłeś się Ty. Wybacz mi, proszę. Oddałam Cię, bo uważałam to za jedyną słuszną decyzję. Zobacz także: Zdrowy egoizm. Naucz się go! fot. Adobe Stock Nie mogę znaleźć pracy i nie mam z czego żyć. Z bólem serca zdecydowałam się oddać córkę do adopcji. Nie chciałam, aby wychowywała się w nędzy. Możecie nazwać mnie jak chcecie: szmatą, wyrodną matką. Ale ja naprawdę nie jestem w stanie wychować swojej córeczki. Nie zapewnię jej szczęśliwego dzieciństwa, nie wyślę na kolonie, nie stworzę cichego kąta do odrabiania lekcji, nie dam kubka ciepłego mleka na śniadanie. Bo ja nie mam z czego żyć! I nie chcę, żeby moje dziecko też przymierało głodem. Chciałabym dać jej normalny dom Tak strasznie boli, kiedy pomyślę, że moje maleństwo będzie wkrótce do kogoś innego mówić „mamo”. Wkrótce, bo na razie ma ledwie kilka miesięcy. Pewnie patrzy na świat swoimi pięknymi niebieskimi oczkami, ciekawe wszystkiego, co dzieje się wokół. Pewnie nieraz płacze, leżąc w swoim łóżeczku. Albo śmieje się do kogoś nieświadome, jaki los mu zgotowałam. Nie jestem w stanie przestać myśleć o swojej kochanej córeczce, którą przez dziewięć długich miesięcy nosiłam w swoim brzuchu. Im bardziej rosła, tym częściej zastanawiałam się, w jaki sposób zapewnię jej godziwe warunki do życia. Bo że miłości nie zabraknie, byłam tego pewna. To jednak nie wystarczy do wychowania dziecka. Trzeba jeszcze dać mu jeść, ubrać, kupić książki do szkoły. No i zapewnić ciepły, cichy kąt, w którym będzie mogło dorastać, gdzie będzie słuchać bajeczek na dobranoc i budzić się rano z uśmiechem. Mam 27 lat, a życie mnie już nieźle doświadczyło. Od ponad dwóch lat szukam pracy. Ale na wschodzie Polski, skąd pochodzę, nie jest łatwo o jakiekolwiek zatrudnienie. Po skończeniu zawodówki przez kilka lat jakoś wiązałam koniec z końcem, byłam ekspedientką w miejscowym sklepie przemysłowym. Mieszkam kątem u swoich rodziców, którzy sami gnieżdżą się w kawalerce w starym bloku. W dodatku lubią zaglądać do kieliszka, więc do domu przychodzę wyłącznie na noc. Przeszkadza mi pijaństwo ojca i uległość matki, która pije razem z nim, żeby zapomnieć o codziennych troskach. Mam dość smrodu gorzały. Od wielu lat cierpię, że nie mogę normalnie porozmawiać z rodzicami, bo prawie zawsze są mniej lub bardziej zamroczeni. Więc w domu bywam jak najrzadziej: przychodzę, kładę się spać, wstaję i wychodzę. Karol, w przeciwieństwie do mnie, miał własny pokój, a jego rodzice pokochali mnie jak własną córkę i nie mieli nic przeciwko naszemu związkowi. Niestety, Karol postanowił wyjechać na Zachód za chlebem. – Niedługo wrócę, na pewno – przekonywał mnie. – Czas szybko płynie, że nawet nie zauważysz, kiedy znowu będziemy razem. – Będę czekać na ciebie – mówiłam, tuląc się do niego. – Tylko wróć, proszę. Nie zostawiaj mnie samej. Wierzyłam mu. Ale on przepadł jak kamień w wodę. Na początku jeszcze odbierał telefony, a potem zapanowała cisza. Adresu nie miałam, więc nie mogłam pisać listów. A tu wkrótce po jego wyjeździe okazało się, że jestem w ciąży. Byłam przerażona. Jak sobie dam radę? Przecież z brzuchem to już pracy na pewno nie znajdę. Raz cieszyłam się, że już nie będę sama, to znów ryczałam w poduszkę z bezsilności i żalu, że nie tylko sobie, ale także dziecku zmarnuję życie. Kiedy poszłam do sklepu, zobaczyć ubranka dla niemowlaków, wybiegłam z niego z płaczem. Nie było mnie stać nawet na kupno śpioszków! Choćby jednej pary! A gdzie pieluszki, jedzenie, smoczki, wózek? Nie będę w stanie utrzymać mojego dzidziusia! Chodziłam załamana, aż kiedyś usłyszałam w radio, że jest możliwość, aby dzieciątko zostawić w szpitalu. Trzeba podpisać tylko jakiś dokument, który umożliwi znalezienie mu nowego domu. Może powinnam tak zrobić? Nie, przecież to tak, jakbym wyrzuciła maleństwo na śmietnik – odpowiadałam sobie od razu, próbując się przekonać, że jednak dam radę, że będziemy we dwójkę najszczęśliwszą rodziną na ziemi. Im bliżej jednak było porodu, tym to rozwiązanie wydawało mi się najlepszym. I coraz głośniej ryczałam z bezsilności, że nie jestem w stanie zostać normalną mamą, że urodzę kochaną istotkę i zostawię na pastwę losu tę cząstkę mnie. Kiedy urodziłam małą i usłyszałam jej płacz, zemdlałam Gdy mnie ocucono, pomyślałam: ona nie jest już moja. Nie chciałam na nią patrzeć. Nie chciałam jej tulić. Bo wiedziałam, że nie będę w stanie jej zostawić. A wtedy zmarnuję jej życie. Przeze mnie będzie skazana na biedę i poniżenie. Zamiast cieszyć się życiem, będzie martwić się o to, jak przetrwać zimę. Bo latem jest łatwiej. Można podkraść trochę owoców z krzaka i ugotować zupę owocową, iść na jagody czy grzyby, a przy odrobinie szczęścia nie tylko się najeść, ale i sprzedać je turystom. Ale zima jest koszmarem. Człowiek siedzi w domu, w brzuchu burczy, zimno. Ani dorobić, ani jedzenia zdobyć. Najsmutniejsze są jednak zawsze święta. Wszyscy kupują prezenty, cieszą się, ubierają choinki. Patrzę wtedy smutnie na jodłę rosnącą za oknem i czerwone od alkoholu twarze rodziców. Liczę godziny, jakie zostały do końca Bożego Narodzenia. A potem – myślę – znowu będzie normalnie. Czyli – biednie. Nie chcę, żeby moja córeczka też musiała przez to przechodzić. Dlatego zostawiłam ją. Żeby miała lepiej. Na szczęście o adopcję mogą starać się tylko ludzie, którzy mają stałe źródło dochodów i dobre warunki mieszkaniowe, tak wyczytałam w gazecie. Wierzę więc, że maleństwo trafi w życiu na szczęśliwą rodzinę. Będzie kochane, przytulane i nie zazna głodu. A o moim istnieniu nawet nie będzie wiedzieć. Czytaj także:„Mąż mnie zostawił, bo nie mogłam zajść w ciążę przez chorobę. Odszedł do ciężarnej kochanki” - historia Hanny „500+, 300+, bony turystyczne, 13. emerytura i co jeszcze??? Jak można twierdzić, że takie rozdawnictwo jest ok?”„Zostałam sama z dwójką dzieci. Mój były mąż korzysta z życia, a ja nie mam, kiedy się w tyłek podrapać” Adopcja ze wskazaniem polega na oddaniu dziecka do adopcji konkretnej osobie. Skraca to czas całego procesu, co oszczędza traumy dziecku, jak i pozwala rodzicom szybciej cieszyć się swoim maluszkiem. Adopcja ze wskazaniem ma jednak również przeciwników. Dlaczego? Depositphotos Czym jest adopcja ze wskazaniem? Adopcja ze wskazaniem polega na tym, że biologiczny rodzic dziecka wybiera dla niego rodzinę adopcyjną. Obie strony mogą więc wcześniej się poznać i tym samym stworzyć jak najlepsze warunki dla maluszka. Zdarza się bowiem, że na adopcję ze wskazaniem decydują się np. matki, które nie mogą ze względów finansowych, czy zdrowotnych podołać wychowaniu dziecka, ale pragną dla niego jak najlepiej. Taka adopcja pozwala także np. na przekazanie dziecka pod opiekę partnera, czy kogoś bliskiego, kiedy sami nie możemy z jakiegoś powodu zająć się naszą pociechą. Oddam dziecko do adopcji ze wskazaniem… Adopcja ze wskazaniem skraca proces ubiegania się o dziecko. Jest to zarówno dobre dla par, które już i tak najprawdopodobniej od lat starają się o potomka, jak i dla samego brzdąca, który może liczyć na opiekę kochających i oddanych rodziców, zamiast tułaczkę po domach dziecka itp. Przeciwnicy adopcji ze wskazaniem obawiają się jednak, że może ona prowadzić do “wynajmowania” kobiet do rodzenia dzieci, a same rodziny nie są, aż tak dokładnie sprawdzane, jak w przypadku adopcji blankietowej. Proces przy wskazaniu opiekuna dziecka przez biologiczną matkę przebiega szybciej, a pary ubiegające się o adopcję nie przechodzą aż tylu szkoleń, jednak mimo wszystko ostateczną decyzję podejmuje sąd. Jeśli instytucja zauważy jakiekolwiek nieprawidłowości, czy też sędzia będzie miał wątpliwości w sprawie adopcji, zawsze może zażądać przeprowadzenia dodatkowej kontroli oraz przedstawienia konkretnych dokumentów. Jak przebiega adopcja ze wskazaniem? W sytuacji, kiedy ubiegamy się o adopcję ze wskazaniem, musimy złożyć do sądu dwa główne dokumenty: zaświadczenie potwierdzające zrzeczenie się praw rodzicielskich przez rodziców biologicznych wniosek o przysposobienie dziecka w przypadku małżeństwa również odpis aktu małżeństwa. Na dalszych etapach procesu sąd może zażądać od nas kolejnych dokumentów jak np. zaświadczenie majątkowe. Niezależnie jednak od rodzaju adopcji, w przypadku nowo narodzonego dziecka, biologiczni rodzice mają 6 tygodni na zmianę decyzji. Historie rodzin adopcyjnych Adopcja ze wskazaniem nie jest częstą praktyką w Polsce. Przykładowo w Stanach Zjednoczonych już w czasie ciąży można załatwić dokumenty związane z adopcją. Owszem ma to swoje minusy, jednak znacznie ułatwia tworzenie rodziny z noworodkiem już od pierwszych dni jego życia. Często kobiety już w czasie ciąży wiedzą, że nie są w stanie zapewnić dobrych warunków do wychowania maluszka, więc taka opcja jest dla nich idealna. Jak możemy jednak przeczytać na forach internetowych, adopcja ze wskazaniem jest niezwykle rzadką praktyka w Polsce. Jedna z mam na forum opisała swoją historię. Kobieta chciała oddać dziecko do adopcji ze wskazaniem ze względu na swój zły stan zdrowia i brak odpowiednich warunków. Ośrodek Adopcyjny, zamiast jej pomóc, zaproponował oddanie dziecka do adopcji dopiero po narodzinach w szpitalu, przez co żadna ze stron nie mogła się spotkać przed procesem adopcyjnym. Nie jest to ani dobre dla dziecka, ani dla biologicznych rodziców, którzy mimo, że nie są w stanie zająć się maluszkiem, chcą dla niego jak najlepiej, a tym samym chcą wiedzieć, do jakiej rodziny trafi ich dziecko. – Chciałam oddać dziecko, znaleźć mu rodziców i móc dalej normalnie żyć. Liczyłam na pomoc instytucji do tego powołanych, ale nikt mi tej pomocy nie udzielił. Zostałam ze swoją niepewnością o los dziecka i ze świadomością, że je porzuciłam?- napisała forumowiczka. System adopcyjny w naszym kraju wymaga dopracowania. Czasem ubieganie się o maluszka trwa latami, więc lepiej się nie nastawiać, że będzie to łatwy i przyjemny proces, ale też nie należy się poddawać. Jeśli jesteśmy otwarci na stworzenie domu pełnego miłości, na pewno nasze marzenie się ziści, choć czasem potrzeba nam będzie dużo cierpliwości. Zobacz więcej: Historie rodzin, które zdecydowały się na adopcję ze wskazaniem "Podjęłam taką decyzję z miłości do ciebie" - mówi młoda matka do syna. Mamy nadzieję, że macie pod ręką chusteczki. Jej piękne słowa chwytają za serce. Hannah Mongie miała zaledwie 17 lat, gdy dowiedziała się, że jest w ciąży. Swojego partnera znała dopiero od kilku tygodni. Planowali być ze sobą i mimo wszystko stworzyć pełną miłości rodzinę. Wtedy wydarzyła się tragedia. Kaden Whitney zmarł we śnie, a Hannah została sama. Bardzo bała się samotnego macierzyństwa w tak młodym wieku. Postanowiła wystąpić o adopcję. Skorzystała z portalu, który zajmuje się pośredniczeniem w legalnych adopcjach. Tak poznała Brada i Emily Marsh, którzy zostali wybrani na rodzinę adopcyjną. Po narodzinach dziecka, Hannah miała 48 godzin, aby pożegnać się z synkiem. Nazwała go Taggart Cayden. W tym czasie nagrała wzruszający filmik, w którym tłumaczy synkowi, dlaczego zdecydowała się na oddanie go do adopcji: "Za chwilę podpiszę dokumenty i staniesz się synkiem Emily i Brada. Chcę, żebyś wiedział, jak bardzo cię kocham. Bardziej niż kogokolwiek kochałam. Podjęłam taką decyzję z miłości do ciebie, ponieważ wiedziałam, że nie jestem w stanie zapewnić ci tego, czego potrzebujesz" - mówiła z płaczem matka. (fot. Mongie) W dalszej części swojego pożegnalnego "listu" opowiedziała mu całą historię jego przyjścia na świat oraz miłości między nią, a jego zmarłym ojcem: "Od dnia, kiedy zmarł twój tata, było mi naprawdę ciężko nawet myśleć o tym, że mogłabym cię oddać innej rodzinie. Jesteś moją ostatnią częścią Kadena. Jednak weszłam na stronę adopcyjną i znalazłam twoich rodziców - Brada i Emily Marshów. Pokochałam ich. Przez całą ciążę czekałam tylko na te dwa dni, które będę mogła spędzić razem z tobą. I właśnie następuje ostatnia godzina tych dwóch dni". Hannah zaprzyjaźniła się Bradem i Emily. Otrzymała od nich mnóstwo wsparcia zarówno w trakcie ciąży, jak i po niej. Młode małżeństwo poruszone historią 18-latki pomogło jej stanąć na nogi. Wspólnie zgodzili się, aby adopcja była otwarta, a Hannah mogła utrzymywać pewien kontakt z dzieckiem na zasadach określonych przez rodziców adopcyjnych. Tworzymy dla Ciebie Tu możesz nas wesprzeć. Pamiętacie historię pani Danuty, która zmuszona przez swoich rodziców oddała swoją córkę do adopcji? Od tamtej pory minęło prawie pół wieku. I w końcu matka i córka spotkały się! Prosiłam, by Basia mi wybaczyła — mówi kobieta walcząc z łzami. — Do końca życia będę nosić ten ciężar na sercu... Zapewniłam moje dziecko, że zawsze myślami i sercem byłam przy niej. — Czterdzieści siedem lat czekałam na tę chwilę —opowiada pani Danuta uśmiechając się przez łzy płynące po policzkach. — Nie jestem w stanie powiedzieć jak bardzo jestem szczęśliwa i co się dzieje w moim sercu. Wciąż nie mogę uwierzyć, że moja córka mi wybaczyła, że mogłam ją poznać i jej pani Danuty, która została zmuszona przez rodziców do oddania swojej córki do adopcji poruszyła wiele serc naszych czytelników. Po raz pierwszy ukazała się na łamach "Gazety Olsztyńskiej" 8 grudnia 2017 roku. Od tego dnia byłam w ciągłym kontakcie z panią Danutą i naszymi czytelnikami, którzy pisali komentarze i słali maile. I tak pod koniec grudnia 2017 roku powstał kolejny artykuł, w którym opisujemy w jaki sposób dzieci naszej bohaterki odnalazły siostrę. Wtedy raz pierwszy pani Danuta miała okazję z nią porozmawiać. Wiele osób kibicowało cały czas pani Danucie, jej rodzinie i Basi. Życie napisało ciąg dalszy... Z ogromną radością mogę teraz napisać o szczęśliwym spotkaniu matki i córki. — Od pierwszej rozmowy z Basią minęło trzy miesiące, a dla mnie to cały czas był czas oczekiwania na spotkanie — opowiada pani Danuta. — Modliłam się i wierzyłam, że moja córka kiedyś zechce mnie zobaczyć i poznać swoje rodzeństwo. Rozumiałam, że potrzebuje czasu, żeby poukładać sobie to wszystko... Nie spałam nocami, tylko marzyłam o chwili kiedy wezmę ją w ramiona i przytulę. Tak bardzo chciałam żeby mi wybaczyła, by pozwoliła poznać mi swoją rodzinę. Wiem, że straconych lat nie uda się nadrobić, ale chociaż ten czas, który mi pozostał na tym świecie spędzić do tegorocznych Świąt Wielkanocnych w rodzinie pani Danuty zajęły się dzieci i wnuki. A ona — jak co roku — poproszona została o upieczenie wielkanocnej baby drożdżowej, która co roku gości na ich stole świątecznym. W niedzielny poranek po mszy rezurekcyjnej cała rodzina wybrała się do domu Elżbiety – córki pani Danuty. Patrzyłam to na męża, to na dzieci i na moją córeczkę. Łzy płynęły mi ciurkiem po twarzy, bałam się wykonać jakiegokolwiek gestu, by ten cudowny sen nie skończył się. To mój mąż pierwszy podszedł do Basi, przywitał się z nią i chłopakami. Ja powoli podeszłam do córki i szlochając wtuliłam się w jej ramiona. Basia też płakała... Chyba wszyscy płakaliśmy... przytulałam po kolei wszystkich: wnuki, męża Basi i ją samą. Cały czas trzymałam jej rękę w swojej dłoni, ale nie byłam w stanie nic dłuższy czas witano się i ściskano. Łzy płynęły po twarzach dorosłych i dzieci. Nawet kiedy już wszyscy zasiedli do stołu i podzielili się symbolicznym jajeczkiem nikt nie mógł przełknąć przygotowanych potraw. Obok pani Danusi siedziała jej córka. Obie spoglądały przez łzy na siebie. Po raz drugi tego dnia pierwszy przemówił pan Tadeusz, mąż Danuty, który powitał Basię i jej rodzinę i zapewnił, że są to najpiękniejsze święta jakie mogli sobie wymarzyć, i że ma nadzieję, że już zawsze będą spędzać je razem. Pani Basia była adopcyjną jedynaczką, a teraz zyskała dwójkę rodzeństwa, siostrzeńców i bratanków. Wraz z rodzeństwem po śniadaniu wielkanocnym wspólnie oglądali albumy ze zdjęciami, opowiadali historie ze swojego życia. A pani Danuta siedziała wzruszona i trzymała za rękę swoją odzyskana córkę. — Na zawsze zachowam ten obraz w pamięci, wspólne śniadanie, rozmowy. Te słowa spowodowały, że znów wszyscy płakaliśmy i ściskaliśmy się. Pocałowałam Basię w rękę i obiecałam jej, że dopóki Bóg nie zabierze mnie do siebie będę przy niej i jej rodzinie na dobre i i córka oraz rodzeństwo dzwonią do siebie prawie codziennie, a rozmowy trwają nawet po kilka godzin. Chcą nadrobić stracony czas. Pan Tadeusz śmieje się, że czasem telefon robi się czerwony i cały czas jest podpięty do ładowania. Przyznaje, że nie spodziewał się tak szczęśliwego zakończenia tej historii. Wiedział, że małżonka w nocy popłakuje, że przez cały czas tęskni za córką. Zawsze starał się wspierać ją i trzymał kciuki, żeby się spotkały, bo jak mówi, nie ma nic silniejszego niż więź matki z dzieckiem, nawet jeśli nie widzą się przez wiele lat.— A to wszystko dzięki czytelnikom i pani Asi, która wysłuchała mnie i opisała moją historię — zapewnia wzruszona pani Danuta. — Gdyby nie to, chyba nie zdecydowałabym się przyznać swoim dzieciom. Bałam się i wstydziłam... Daliście naszej rodzinie drugie życie, życie bez tajemnic, żalu, bólu. Jeśli ktoś z czytelników śledzi moją historię i jeśli w życiu miał podobną sytuację, a może nawet stracił przyjaciela czy kontakt z dalszą rodziną, niech wie, że warto szukać i walczyć o spotkanie czy pogodzenie się. Dziękuję wam wszystkim, że daliście mi szansę na szczęście. Wierzę, że są na ziemi dobre anioły, które pomogły mi odnaleźć moje Karzyńska

oddałam dziecko do adopcji