Zapora sieciowa (firewall) to urządzenie zabezpieczające sieć, które monitoruje przychodzący i wychodzący ruch sieciowy i decyduje o jego przepuszczeniu lub zablokowaniu w oparciu o zestaw określonych zasad. Zapory sieciowe są pierwszą linią obrony w obszarze bezpieczeństwa sieci od ponad 25 lat. Stanowią one barierę pomiędzy
Gdy ludzie zaczęli dopuszczać się na Ziemi wielu zbrodni, Bóg postanowił zniszczyć wszystko co żyje. Spośród ludzi miał być uratowany jedynie Noe z rodziną oraz po jednej parze zwierząt każdego gatunku. Kiedy wszyscy weszli do arki Pan zamknął ją. Arka stała się symbolem boskiego miłosierdzia, przyczyną ocalenia Noego.
Kawiarenkę w Centrum "Ostra Brama" imienia Jana Pawła II znajdziemy przy ulicy Wileńskiej 34A w Skarżysku-Kamiennej. Obok jest imponująca bazylika, w której wierni mogą modlić się do Matki Bożej, podziwiać artystyczne witraże lub czuwać przy relikwiach świętego Szarbela.
6. Kl. 6. 7. Witam Was na katechezie. Pomódlcie się, proszę, modlitwą "Ojcze nasz", a następnie napiszcie w zeszycie temat lekcji, który jest na tablicy. A potem klikajcie po kolei na cyfry pod którymi kryją się zadania. Przeczytaj z podręcznika do Religii temat ze str. 34-35, a następnie napisz w zeszycie notatkę. 1.
4,7 /5. Służebność drogi koniecznej ustanawia się w przypadku, gdy właściciel posesji nie posiada dostępu drogi publicznej. W takiej sytuacji wydziela się często podjazd do garażu i drogę dojścia do posesji na terenie sąsiada, oczywiście za odpowiednim wynagrodzeniem. W polskim prawie istnieją trzy typu służebności, które
Święto Miłosierdzia jest szczególnym dniem. Pan Jezus powiedział św. siostrze Faustynie, że w tym dniu są otwarte wszystkie upusty Boże, przez które płyną łaski, i żeby nie bała się przyjść do niego żadna dusza. Przypominam sobie świadectwo mężczyzny, któremu rozpadało się małżeństwo.
. Bazylika na Lateranie dedykowana jest Najświętszemu Zbawicielowi. To jej pierwotny tytuł. Drzwi Święte tej świątyni przypominają, że sam Jezus jest bramą. Przez tę Bramę Bóg daje się nam, a my mamy dostęp do Ojca. Kojarzymy bazylikę na Lateranie raczej ze św. Janem. I słusznie, bo obaj święci Janowie (Chrzciciel i Ewangelista) jej patronują, ale pierwszym patronem katedry Rzymu pozostaje Najświętszy Zbawiciel. Pod takim wezwaniem ta świątynia została poświęcona przez papieża Sylwestra po prawie trzech wiekach rzymskich prześladowań. Dlatego przekraczając Święte Drzwi tej bazyliki, nie sposób nie myśleć o Jezusie Chrystusie, który sam o sobie powiedział, że jest bramą owiec. Bramy Jeruzalem, brama chrztu W Starym Testamencie brama łączy się ściśle z miastem, głównie z Jerozolimą. Miasto dzięki bramom może chronić się przed atakami nieprzyjaciela, a wprowadzać do wnętrza przyjaciół. Brama zapewnia bezpieczeństwo mieszkańcom, pozwala się im formować w społeczność. Autorzy biblijni czasem wręcz utożsamiają bramę z samym miastem. Zdobyć bramę oznacza zdobyć miasto. Posiadać klucze do bram miasta, znaczy mieć władzę nad miastem. Pielgrzym, który przekracza bramę Jerozolimy, odczuwa od razu atmo- sferę jedności i pokoju. Gdy pierwsza świątynia jerozolimska została zburzona przez Babilończyków, Izraelici prosili Boga, aby otworzył bramy nieba, sam zstąpił na ziemię i poprowadził swój lud. Adwentowe pieśni nawiązują do tych biblijnych wątków, w których słychać wołanie, by Bóg zszedł na ziemię jak deszcz czy jak rosa. „Podnieście w górę bramy, szczyty wasze, rozstąpcie się odwieczne drzwi. Niech wejdzie chwały Król, chwały Król” – śpiewamy w pieśni mszalnej na Roraty. To wołanie o miłosierdzie Boga, czyli o Jego zejście z wysokości nieba na poziom naszej ludzkiej biedy. Jezus Chrystus jest odpowiedzią na to wołanie. On zstępuje do nas jako brama do nieba, która była dotąd zamknięta z powodu grzechu. Przywołajmy scenę chrztu Jezusa w Jordanie. Można w niej dostrzec, jak zaskakujące jest Boże miłosierdzie. Jezus nie potrzebował ani pokuty, ani chrztu nawrócenia. Jan obdarzony prorockim zmysłem wiedział o tym. Dlatego reaguje pełnym sprzeciwu pytaniem: „To ja potrzebuję chrztu od Ciebie, a Ty przychodzisz do mnie?”. To jest właśnie rewolucyjna siła miłosierdzia. Bóg przychodzi w ludzkiej postaci i ustawia się w kolejce grzeszników. Zanurza się w wodzie pokuty razem z nimi. Wchodzi w ich pragnienie oczyszczenia, nawrócenia. Jordan można uznać za symbol – to rzeka ludzkich brudów, krwi, grzechów, śmierci. W niej zanurzają się stopy Zbawiciela. A nad Nim w tym samym momencie otwiera się niebo i słychać głos Ojca: „Tyś mój Syn”. Tak działa Bóg. Zanurza się w nasz grzech po to, by wziąć na siebie wszystkie jego gorzkie konsekwencje (także śmierć), czyni nas swoimi synami i córkami, daje nam niebo. Tuż przy bazylice na Lateranie stoi starożytne baptysterium – miejsce udzielania chrztu. To między innymi dlatego ta świątynia ma za patrona także Jana Chrzciciela. Przejście Bramy Miłosierdzia w tej bazylice jest okazją, by przypomnieć sobie własny chrzest. To był moment, w którym Boże miłosierdzie po raz pierwszy mnie dotknęło. Zostałem obmyty z grzechu, wezwany po imieniu do świętości, otwarło się nade mną niebo. Zostałem włączony we wspólnotę Kościoła. Stałem się ukochanym dzieckiem Ojca w niebie. Ja jestem Bramą Owiec „Jezus Chrystus jest obliczem miłosierdzia Ojca” – to pierwsze zdanie papieskiej bulli na Rok Miłosierdzia. „Jezus z Nazaretu swoimi słowami, gestami i całą swoją osobą objawia miłosierdzie Boga” – podkreśla Franciszek. I dodaje: „Potrzebujemy nieustannie kontemplować tę tajemnicę miłosierdzia”. Odkryć na nowo Chrystusa jako najdoskonalszą odsłonę miłosierdzia Boga. To jeden z celów tego czasu łaski. Brama Miłosierdzia w rzymskiej bazylice Zbawiciela przywołuje na pamięć słowa Jezusa, który sam siebie nazywa bramą. To określenie pojawia się w Ewangelii św. Jana w kontekście rozważań o Dobrym Pasterzu. „Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Kto nie wchodzi do owczarni przez bramę, ale wdziera się inną drogą, ten jest złodziejem i rozbójnikiem. Kto jednak wchodzi przez bramę, jest pasterzem owiec” (J 10,1-2). Tak mówi Pan, a ponieważ „nie pojęli znaczenia tego, co im mówił”, pogłębia ten wątek. „Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Ja jestem bramą owiec. Wszyscy, którzy przyszli przede Mną, są złodziejami i rozbójnikami, a nie posłuchały ich owce. Ja jestem bramą. Jeżeli ktoś wejdzie przeze Mnie, będzie zbawiony – wejdzie i wyjdzie, i znajdzie paszę. Złodziej przychodzi tylko po to, aby kraść, zabijać i niszczyć. Ja przyszedłem po to, aby owce miały życie i miały je w obfitości” (J 10,7-10). Jezus jest bramą dla owiec. Prowadzi je do owczarni, czyli do wspólnoty Kościoła, do wspólnoty w niebie, do Boga. Dzięki Niemu znajdujemy paszę, czyli duchowe dobra. On daje owcom życie. Obraz bramy podkreśla rolę Jezusa jako pośrednika między niebem a ziemią. Przez Niego mamy dostęp do Boga, do zbawienia. Bo On jest człowiekiem i Bogiem w jednej Osobie. Przymierze człowieka z Bogiem zerwane przez grzech zostaje w Nim odnowione. Zauważmy, że obraz dobrego pasterza i bramy jest skontrastowany z mrocznymi postaciami, których Pan nazywa ostro „złodziejami i rozbójnikami”. To ci, którzy szukają wejścia do dóbr owczarni poza drzwiami. Zło jest aktywne. Miłosierdzie Boże daje nam w Chrystusie schronienie przed złem. Jego owczarnia jest nie tylko miejscem leczenia owiec zranionych i pogubionych, ale także obroną przed tymi, którzy chcą „kraść, zabijać i niszczyć”.
1)Co to jest Brama Miłosierdzia? 2)W jakim celu zostały wybrane kościoły jubileuszowe?
Od marca 2020 roku, w naszym Sanktuarium odmawiamy wspólnie Koronkę do Miłosierdzia Bożego. Okazuje się, że możemy jeszcze więcej skorzystać ze źródeł Bożego Miłosierdzia, praktykując także drugą formę kultu Miłosierdzia Bożego zwaną „Godziną Miłosierdzia„, czyli czcić moment konania Jezusa na krzyżu. Szukając u źródeł, trafiliśmy na stronę Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia w Łagiewnikach – Godzina Miłosierdzia „Godzina śmierci Pana Jezusa, trzecia po południu, jest czasem uprzywilejowanym w nabożeństwie do Miłosierdzia Bożego. W tej godzinie stajemy w duchu pod krzyżem Chrystusa, by dla zasług Jego męki błagać o miłosierdzie dla siebie i świata. O trzeciej godzinie – mówił Pan Jezus do Siostry Faustyny – błagaj Mojego miłosierdzia, szczególnie dla grzeszników, i choć przez krótki moment zagłębiaj się w Mojej męce, szczególnie w Moim opuszczeniu w chwili konania. Jest to godzina wielkiego miłosierdzia dla świata całego (Dz. 1320). Trzeba tutaj od razu wyjaśnić, że nie chodzi o godzinę zegarową (60 minut), ale o moment konania Jezusa na krzyżu, czyli o modlitwę o godzinie trzeciej po południu. Pan Jezus nie podał gotowej formuły modlitwy o 1500, ale powiedział, że można odprawiać Drogę krzyżową, nawiedzić Najświętszy Sakrament, a jeśli na to czas nie pozwala, to w tym miejscu, gdzie nas zastaje trzecia godzina, choć przez krótki moment połączyć się z Nim, konającym na krzyżu. Przedmiotem tej modlitwy jest tajemnica męki Pańskiej. Modlitwa w Godzinie Miłosierdzia powinna spełniać określone warunki: należy ją odprawiać o godzinie trzeciej po południu (gdy zegar wybija tę godzinę), winna być skierowana wprost do Jezusa, a w błaganiach należy się odwołać do wartości i zasług Jego bolesnej męki. Często w praktyce i publikacjach powtarza się opinię, że o trzeciej po południu trzeba odmawiać Koronkę do Miłosierdzia Bożego i że Koronka odmawiana o tej porze ma szczególną moc. Takie myślenie wynika z nieznajomości nabożeństwa do Miłosierdzia Bożego w formach przekazanych przez Siostrę Faustynę i być może z potrzeby korzystania z gotowej formuły modlitewnej. Modlitwa w Godzinie Miłosierdzia jest osobną formą kultu Miłosierdzia Bożego, z którą Jezus związał określoną obietnicę i sposoby jej praktykowania. Nigdzie nie powiedział, że w tej Godzinie trzeba odmawiać Koronkę do Miłosierdzia Bożego. Oczywiście, że o trzeciej możemy odmawiać Koronkę, tak jak o każdej innej godzinie dnia i nocy, ale wtedy nie praktykujemy modlitwy w Godzinie Miłosierdzia (tylko odmawiamy Koronkę). Koronka do Miłosierdzia Bożego nie może być bowiem modlitwą w Godzinie Miłosierdzia, gdyż jest skierowana do Boga Ojca (Ojcze Przedwieczny, ofiaruję Ci…), a modlitwa w Godzinie Miłosierdzia ma być skierowana wprost do Jezusa. Systematyczna praktyka modlitwy w Godzinie Miłosierdzia wprowadza w osobisty, bezpośredni kontakt z Jezusem, bo każe rozważać Jego miłosierdzie objawione w męce, zwracać się do Niego w sposób bezpośredni, jak do kogoś bardzo bliskiego, i dla zasług Jego męki błagać o potrzebne łaski dla siebie i świata. Od nas zależy, czy o trzeciej po południu chcemy praktykować modlitwę w Godzinie Miłosierdzia czy też odmawiać Koronkę do Miłosierdzia Bożego. W przekazywaniu nabożeństwa do Miłosierdzia Bożego i jego praktyce trzeba to jasno określać i nie mieszać Koronki z Godziną Miłosierdzia.” Geneza, objaśnienia i obietnice Godzina Miłosierdzia – tak o godzinie swej śmierci mówił sam Pan Jezus, gdy w październiku 1937 roku w Krakowie przekazywał Siostrze Faustynie kolejną formę kultu w nabożeństwie do Miłosierdzia Bożego. Polecenie uczczenia godziny swej śmierci powtórzył kilka miesięcy później, w lutym 1938 roku, określając jej cel, sposób obchodzenia i ponawiając obietnicę do niej przywiązaną. Przypominam ci, córko Moja – mówił do Siostry Faustyny – że ile razy usłyszysz, jak zegar bije trzecią godzinę, zanurzaj się cała w miłosierdziu Moim, uwielbiając i wysławiając je; wzywaj jego wszechmocy dla świata całego, a szczególnie dla biednych grzeszników, bo w tej chwili zostało [ono] na oścież otwarte dla wszelkiej duszy. (…) W tej godzinie stała się łaska dla świata całego – miłosierdzie zwyciężyło sprawiedliwość (Dz. 1572). W tej godzinie dokonało się dzieło odkupienia człowieka. Jezus zadośćuczynił Bogu za nasze grzechy przez swą mękę i posłuszeństwo aż do śmierci, i w ten sposób pojednał nas z Ojcem, otworzył zamknięte przez Adama bramy nieba. Na krzyżu miłosierdzie zwyciężyło sprawiedliwość, nie przekreśliło jej, ale wypełniając przekroczyło jej miarę. W chwili konania Jezusa na krzyżu mamy więc rozważać tajemnicę miłosierdzia Bożego, która najpełniej objawiła się właśnie w męce i śmierci Wcielonego Syna Bożego. Choć przez krótki moment – prosił Pan Jezus – zagłębiaj się w Mojej męce, szczególnie w Moim opuszczeniu w chwili konania (Dz. 1320). Rozmyślanie nad męką Pańską prowadzić ma do uwielbiania i wysławiania miłosierdzia Jezusa, a także – zgodnie z Jego życzeniem – do błagania o miłosierdzie Boże dla całego świata, a szczególnie dla grzeszników, którzy są w największej potrzebie. Pan Jezus ponadto udzielił Siostrze Faustynie konkretnych wskazówek co do sposobu odprawiania Godziny Miłosierdzia. Mówił: Staraj się w tej godzinie odprawiać Drogę krzyżową, o ile ci na to obowiązki pozwolą; a jeżeli nie możesz odprawić Drogi krzyżowej, to przynajmniej wstąp na chwilę do kaplicy i uczcij Moje Serce, które jest pełne miłosierdzia w Najświętszym Sakramencie; a jeżeli nie możesz wstąpić do kaplicy, pogrąż się w modlitwie tam, gdzie jesteś, chociaż przez króciutką chwilę (Dz. 1572). Aby praktykować modlitwę w Godzinie Miłosierdzia nie trzeba koniecznie iść do kościoła czy mieć dużo czasu. Jeśli go nie mamy, wystarczy króciutka chwila, by w duchu stanąć na Golgocie u stóp krzyża i połączyć się z konającym Jezusem. Pan Jezus – poza znaną w pobożności chrześcijańskiej Drogą krzyżową – nie podał żadnej formuły modlitewnej, ale z analizy Jego wypowiedzi (obietnic) wynika, że modlitwa w Godzinie Miłosierdzia musi spełniać określone warunki. Po pierwsze winna być odprawiana o godzinie trzeciej po południu (nie w nocy), bo chodzi w niej o uczczenie momentu konania Jezusa na krzyżu. Po drugie – winna być skierowana bezpośrednio do Pana Jezusa, a więc nie do Boga Ojca, Matki Najświętszej czy św. Siostry Faustyny. Pan Jezus powiedział bowiem: Nie odmówię duszy niczego, która Mnie prosi… (Dz. 1320). Możemy jednak błagać o miłosierdzie wraz z Maryją stojącą pod krzyżem i wraz ze św. Siostrą Faustyną. W błaganiach mamy się odwoływać do wartości i zasług bolesnej męki Pana Jezusa, dlatego w tej modlitwie używamy zwrotu: Dla zasług Twej bolesnej męki, prosimy Cię, Panie… Nie mówimy natomiast: Przez przyczynę Matki Najświętszej czy: Za wstawiennictwem św. Siostry Faustyny, bo wtedy w modlitwie odwoływalibyśmy się do wartości i zasług Matki Bożej czy świętych, a mamy się odwoływać – jak chce Pan Jezus – do zasług Jego męki. Intencje, jakie polecamy w Godzinie Miłosierdzia (modlitwa wstawiennicza) winny być zgodne z wolą Bożą, co należy do natury każdej modlitwy, a sama modlitwa winna być ufna i połączona z aktami miłosierdzia wobec bliźnich, co jest warunkiem prawdziwego nabożeństwa do Miłosierdzia Bożego. Do tak praktykowanej modlitwy w Godzinie Miłosierdzia przywiązał Pan Jezus obietnicę wszelkich łask i doczesnych dobrodziejstw. W tej godzinie – mówił do Siostry Faustyny – nie odmówię duszy niczego, która Mnie prosi przez mękę Moją (Dz. 1320). A innym razem dodał: W godzinie tej uprosisz wszystko dla siebie i dla innych (Dz. 1572). s. M. Elżbieta Siepak ZMBM Pełna analiza teologiczna w pracy: ks. Ignacy Różyczki: Nabożeństwo do Miłosierdzia Bożego, Kraków 2008, s. 117-118. Siostry prowadzą też Koronkę za Konających. Każdy z nas może się włączyć w to dzieło. Podajemy link do informacji na ten temat.
O miłosierdziu możemy gadać i przez dwie godziny. Ale jeśli to są same słowa, a nie ma odniesienia w skutkach, to to jest propaganda religijna - mówi Józef Puciłowski OP. Michał Lewandowski: Kiedyś biskup Ryś wspomniał o tym, że usłyszał od jednego księdza, że on już "rzyga tym miłosierdziem" bo jest go za dużo. Co naprawdę dał nam ten Rok Miłosierdzia? Józef Puciłowski OP: Może najpierw skomentuję to "rzyganie". Uważam, że jak ktoś tak mówi, to jest głupi. Wręcz uważam, że o miłosierdziu było za mało w Kościele. Jestem historykiem i na szczęście lub nieszczęście wiem, jak było w dziejach Kościoła. Jak było? Anatema, ochrzanianie, straszenie. W czasie dzisiejszej mszy powiedziałem krótką homilię, w której wspomniałem o tym, jak Jezus płacze nad Jerozolimą. Nie myślmy jednak o Jerozolimie, ale o Jezusie, który płacze i zapomina o grzechu. To są słowa Bergoglia! Zapomina? Powiedz, że go kochasz, a ci zapomni. Taki to Pan Jezus jest zapominalski. Czyli wciąż za mało o miłosierdziu? Było za mało i jest za mało. To nie pana ani moje zadanie, ale chodzi o to, żeby na nie uczulić. Mamy małżeństwa niesakramentalne w Kościele, mamy ludzi, którzy są ogłupiani przez polityków. To mówmy im o miłosierdziu różnych stron wobec siebie. Myślę, że to by się bardzo przydało. W polityce będzie trudno. To jest żałosne, jak politycy na mszy świętej podają sobie ręce, a opluwają się w mediach. Lepiej, żeby sobie tej ręki nie podawali. Powtarzam. O miłosierdziu za mało było w poprzednich wiekach, za mało było jeszcze niedawno, za mało jest teraz. I tutaj nie chodzi o slogany, bo o miłosierdziu możemy gadać i przez dwie godziny. Ale jeśli to są same słowa, a nie ma odniesienia w skutkach, to jest to propaganda religijna. Wspomniał ojciec o związkach niesakramentalnych. Franciszek pisał o takich przypadkach w adhortacji Amoris Laetitia. Ostatnio czterech kardynałów zarzuciło mu, że jego wypowiedzi są sprzeczne i szerzą zamęt wśród wiernych. Napisali nawet specjalny list. To lęk, że miłosierdzie pójdzie za daleko? Trudno mi wchodzić w umysłowość kardynałów. Tak, ale z ojca perspektywy. Kiedyś, będąc duszpasterzem akademickim w Szczecinie, miałem osiemdziesiąt par niesakramentalnych. Regularnie przychodzili na mszę świętą, regularnie robiliśmy dni skupienia, chcieli częściej nawet, niż ja mogłem, i przystępowali do komunii świętej duchowej, do czego zachęcał w swoim czasie w Familiaris consortio Jan Paweł II. Dostałem za to straszny ochrzan. Ochrzan za komunię duchową? Tak, ale ten ksiądz już się nawrócił, bo wie, że się mylił. Ale pytał mnie: "Jak ojciec im może dawać komunię duchową?". A ja mu na to: "Ksiądz wie, ja na to nie mam wpływu, mogą albo nie przyjmować tak komunię". Skoro sam papież pozwolił. No tak, ale tu chodzi o pragnienie zjednoczenia z Chrystusem. Stawiałem Jezusa w Najświętszej Postaci na ołtarzu i już. To przejaw miłosierdzia? Tak, ale bywało też inaczej. Inaczej? Obscenicznie trochę. Obscenicznie?! Raz zaprosiłem jednego ze świetnych rekolekcjonistów, który mówił kazanie, cały czas chodząc wokół stołu. Chodził, chodził, chodził, w pewnym momencie stanął i powiedział: "Jak nie będziecie chodzić na mszę świętą to wam nogi z dupy powyrywam! Bóg zapłać". Dzień skupienia, rekolekcje dla sakramentalnych. (śmiech) Ale uważam, że to był przejaw miłosierdzia. Czasem trzeba potrząsnąć sumieniami, powiedzieć, że "jesteście w Kościele, Kościół was nie odrzuca". A były czasy, że odrzucał. W jaki sposób odrzucał? Jak wstąpiłem do zakonu, miałem 41 lat. Nie byłem już takim młodym, któremu można byle głupotę wcisnąć. I powiedzieli mi, że do tych mam nie chodzić, bo to są "wiaruśnicy" i mam ich omijać przy okazji kolędy. Nie wiedziałem, kto to jest, więc pytam. I dowiedziałem się, że to są żyjący na wiarę, czyli bez ślubu. Omijał ojciec? Skąd. Jak się pan domyśla, poszedłem do nich i byli bardzo wzruszeni, że ksiądz do nich wstąpił. A jak to wyglądało w historii? Zacznijmy od czasów, na których się trochę znam. Sobór trydencki robi porządki doktrynalne. Nie zajmuje się za bardzo kwestią miłosierdzia, które raczej polega na dyskusji, na dialogu. Przecież Luter chciał rozmawiać, ale to z nim nie chciano. W momencie, kiedy chrześcijaństwo - zwłaszcza Kościół katolicki, chociaż prawosławie też - odzyskiwało siły, majątki, bogactwo, no to: rządzimy, narzucamy. Trudno wtedy mówić o dialogu. Trydent zamknął drzwi Kościoła. Zrobił to w najlepszej wierze i uporządkował wiele spraw. Nie było na przykład tak niemoralnych papieży jak przed nim. Ludzie wiedzieli też, co mają robić. I potem Kościół cały czas się zamykał. Rewolucja francuska? Zamknięcie. Wojny napoleońskie? Zamknięcie. Pochodzę z rodziny protestanckiej. Jak był pogrzeb mojego dziadka, to katoliccy sąsiedzi stali za płotem kościoła, bo to było nabożeństwo kalwińskie, nie wolno było wejść. Jak wtedy mówić o miłosierdziu? Inna sprawa, że ci biedni ludzie tego nie wymyślili, to skądś płynęło. Skąd? W tym przypadku wymyślił to katolicki kler węgierski. Dopiero kiedy potem wszystkim - katolikom, protestantom, zwłaszcza Żydom - było ciężko, to zaczęto o tym myśleć. Dla mnie wyznacznikami w tym są Ewangelia i sobór watykański II. Dlatego sobór napotyka takie sprzeciwy, bo mówi o dialogu, w którym jest miłosierdzie. Proszę sobie przypomnieć wspólną modlitwę Jana Pawła II w Asyżu z muzułmanami, Żydami, hindusami. Czego to jest dowodem? Oni wszyscy wierzą w Boga-miłosierdzie, który schodzi do ludzi. Zdaje się, że niektórzy mają problem z tym, że papież pojechał do Szwecji na obchody 500-lecia reformacji, a prymas jest w komitecie honorowym tego wydarzenia w Polsce. Dlatego trzeba o tym ciągle mówić, o takich gestach. Sobór watykański II też wchodził powoli w krwiobieg Kościoła. Na seminarium magisterskim wraz ze studentami czytaliśmy przedwojenne kazania, które są u nas w bibliotece. Tam zawsze była mowa o heretykach, schizmatykach, masonach i Żydach. Studenci patrzyli i myśleli, że ja jakieś bujdy opowiadam. Kończy się Jubileusz Miłosierdzia. Coś się w nas, w Polsce, przez ubiegły rok zmieniło? Ten Rok Miłosierdzia i mówienie o miłosierdziu uczuliły sumienia. Czyli zmieniło się na lepsze? Proszę pana, zmieniło się na gorsze. Dlaczego? Na skutek rozpolitykowania wszystkich stron. Ale uważam, że dobrze, że był ten Rok Miłosierdzia, bo jak ktoś jest mądry, to będzie się do niego odnosił. Czyli taka przystawka przed daniem głównym. Oczywiście, danie jest na stole, korzystaj. Jak nie skorzystasz, to jesteś głupi. A jak skorzystasz, to dobrze na tym wyjdziesz. Ty i jeszcze otoczenie. Myślę, że coś z tego musi zostać. Na przykład biskup Ryś na naszym terenie pokazuje, że można, że trzeba iść w tym kierunku. To znaczy? Na przykład msza pogrzebowa nad urną Wajdy, co w wielu wzbudziło potworny opór. Nie było to miłosierdzie? Stałem koło ołtarza, przy ambonie ojciec Kłoczkowski. Po drugiej stronie ludzie, którzy niekoniecznie są związani z Kościołem. I co? I dobrze. Usłyszeli dobre kazanie. Nie jest sztuką mówić kazanie do starszych pań, które codziennie chodzą do kościoła, choć tam też przydałoby się mówić o miłosierdziu. Wszędzie o nim trzeba mówić, tyle, że z tego, który mówi, powinno to emanować. Autentyzm? Tak, bo ludzie odczytają, czy głosi pan propagandę z ambony, bo tak pan musi, czy spełnia pan to w życiu codziennym. Także w klasztorze. Jak pan myśli, że tu jest zawsze dużo miłosierdzia, to pan się myli. Bywa różnie. Jesteśmy tylko ludźmi. Według CBOS-u 70% Polaków jest przeciwko przyjmowaniu uchodźców. To też jest autentyczne. Niech pan spojrzy, o ile osób tutaj chodzi. W naszym regionie to ma być czterysta osób. Czterysta osób! Co to jest? Przecież dwie wsie na Podhalu mogą przyjąć taką liczbę. Nie gadajmy głupot. W 1956 roku w ciągu kilku dni z Węgier do Austrii przeszło dwieście tysięcy ludzi. Po stanie wojennym z Polski równie dużo. I oni wszyscy zostali przyjęci. Część wróciła. Część została. No i co z tego? Niestety część węgierskich biskupów również wpisuje się w retorykę straszenia uchodźcami. Padają porównania do okupacji tureckiej i twierdzenia, że kiedyś nas gnębili Turcy, a teraz będą nas gnębić uchodźcy. To wynika ze strachu przed obcymi? Gdybyśmy bali się obcych, to ta jedenastka apostołów dalej by siedziała w tym palestyńskim grajdołku. A wtedy było stokroć gorzej niż dzisiaj. Nie twierdzę, że trzeba przyjmować każdego bez sprawdzania, kim jest. Ale to jest funkcja policji i innych służb w każdym państwie. Ale co, na tych czterystu jest dwustu terrorystów, tak? Nie gadajmy głupot. W czasie ŚDM śpiewaliśmy: "Miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią". Był entuzjazm, dużo radości i kolorów na ulicach Krakowa. Powiedział ojciec przedtem, że mimo tego zmieniło się w Polsce na gorsze. Dlaczego? Myślałem, że po Światowych Dniach Młodzieży, kiedy było normalnie, serdecznie, kiedy nawet biskupi szli w sutannach do kawiarni i nikt się nie gorszył, to tak zostanie. Zmieniło się na gorsze, bo pozostała tylko pamięć o euforii. A do tego atmosfera polityczna w państwie jest fatalna. I to przez ludzi, którzy pokazują się jako chrześcijanie. Tam nie ma nie tylko miłosierdzia, ale nawet kultury bycia. I to jest straszne. Jak ktoś popatrzy na takiego polityka, zobaczy, że chodzi do kościoła, przyjmuje komunię świętą, to musi się zastanowić, skąd w nim tyle nienawiści i kłamstw?! Zawsze mogą odpowiedzieć, że przecież to dzisiaj normalne w polityce. Nie, politycy nie muszą kłamać. Zawsze mogą zrobić jedno - podać się do dymisji. To by dobrze zrobiło ludziom i otoczeniu. Ale czy między ludźmi musi być tak samo? Politycy aż tak bardzo na nas wpływają? To trudne pytanie, bo nie jestem socjologiem, ale proszę sobie przypomnieć Republikę Weimarską, która była takim bałaganiarskim państwem. No i potem ktoś przyszedł i zaczął robić porządek. To bardzo na ludzi wpłynęło. Przypomniał, przez kogo są w takiej trudnej sytuacji i że trzeba ich powoli likwidować. A potem odmówił płacenia reparacji wojennych, które, gdyby nie wojna, państwo niemieckie spłacałoby do lat 80. XX wieku, i wmówił, że to wszystko jest wina żydowskiej międzynarodówki. A kiedy Niemcy się połapali, z kim mają do czynienia, to już mieli rękę w nocniku. W historii tak to działa. Hitler odnowił w nich poczucie godności i dumy. Wszyscy politycy na tym bazują: "my, Polacy!", kojarzy pan? Kojarzę. "Spisek żydowski", "Polska dla Polaków" - bardzo jednoznaczne hasła. Oba wypowiadane przed ks. Jacka Międlara. W Kościele. W Roku Miłosierdzia. Myśli Pan, że nie było tego widać przez pięć czy sześć lat formacji? Uważam, że było. Przykro mi, ale to trzeba powiedzieć głośno: gdzie byli wtedy jego przełożeni? Nie widzieli tego? To jest też sygnał dla nas, też mamy seminarium. Wszyscy możemy się mylić, ale wyciągnijmy potem wnioski z tego. Miejmy miłosierdzie wobec tych ludzi, żeby księża, których do nich posyłamy, nie robili szkody po prostu. Kończy się Jubileusz Miłosierdzia; miłosierdzie jest jednym z głównych tematów w Kościele; miłosierdziu bardzo wiele miejsca, w tym encyklikę, poświęcił św. Jan Paweł II; jesteśmy w Krakowie, mieście z Sanktuarium Miłosierdzia, mieście św. Faustyny Kowalskiej. I w tym państwie coraz głośniejsze są krzyki o Polsce dla Polaków i spisku żydowskim. Jak to jest możliwe? Media w jakiś sposób zawsze wyciągają smaczek z tych rzeczy, ale to nie jest tak, że to było zawsze i tylko teraz jest szczególnie przez nie nagłaśniane. Jedno jest pewne, to świadczy o miałkości tego katolicyzmu. On ciągle nie jest pogłębiony. Przepraszam, ale to nie są dziesiątki ludzi na ulicach, to są setki, a może nawet tysiące w skali kraju. Jakość katolicyzmu polskiego przekazywanego od szkoły podstawowej do duszpasterstw akademickich jest miałka. Jasne, że są dobrzy katecheci, ale generalnie jestem przeciwnikiem religii w szkołach, ponieważ jej skutki widzimy dzisiaj na stadionach w postaci pseudokibiców, którzy urządzają burdy. Nie trzeba szukać daleko, tam jest nasza katolicka młodzież. I wobec nich też mamy być miłosierni i mówić im o miłosierdziu. Jestem głęboko przekonany, że trzeba się z nimi spotykać - wbrew wszystkiemu. Rozmawiać z nimi. Sztuką jest na nich nagadać, tak jak ja w tej chwili, ale to nie jest wyjście. Nie wiem, w jaki sposób, ale do tych ludzi trzeba by dojść. Wykluczanie jest najprostsze i nie ma nic wspólnego z miłosierdziem lub z kulturą. Umywamy ręce jak Piłat. Trzeba starać się z ludźmi myślącymi podobnie jak ks. Międlar rozmawiać, przekonywać ich, pokazywać. "Bić w twarz" to nie jest żadna sztuka. Jak sobie to ojciec wyobraża? Ja, myśląc o dialogu, przypominam sobie jednocześnie pogrzeb "Inki" w bazylice Mariackiej w Gdańsku i członków ONR wykrzykujących pod adresem Lecha Wałęsy: "śmierć wrogom ojczyzny". Odrażające. Jak do nich wyjść? Jak się spotkać, kiedy mam wrażenie, że ich takie spotkanie po prostu nie interesuje. Inna sprawa, że tym mechanizmem posługują się także ludzie z drugiej strony, którzy nie zamierzają w ogóle dialogować z narodowcami. Weźmy ten przypadek, o którym pan wspomina. Tutaj byłaby ważna rola biskupa, arcybiskupa, księdza, który widział takie zachowanie albo który dowiedział się o nim po czasie. Gdybym był arcybiskupem (śmiech), to wydałbym komunikat. Bardzo stanowczy komunikat broniący świętości miejsca, wzywający do pokoju i do dialogu i przepraszający tych, którzy zostali obrażeni. To nie jest żadna wielka sztuka. Potępiamy czyn i wzywamy ludzi do dialogu, żeby to się drugi raz nie powtórzyło. Serdecznie, ale stanowczo. Dodam jeszcze jedno. My, księża, powinniśmy mieć w genach, że na zło reagujemy dobrocią i miłosierdziem. I dlatego potrzebny był Rok Miłosierdzia ogłoszony przez Franciszka? Trudne pytanie, także dlatego, że Franciszek nie jest wieczny. Ale jestem pełen nadziei, że tak zapalone światło, reflektor, którym jest nauczanie Franciszka w tej dziedzinie w i innych, może być teraz chwilowo przygaszone, ale od tego nie ma już odwrotu. Powoływał się pan przedtem na Wojtyłę i jego nauczanie. Udało się to zgasić? Nie. Oczywiście wolę, żeby św. Jan Paweł II był nie tyle cytowany, co żeby jego nauczanie było wcielane w życie. Osobiście boję się, że kiedy Rok Miłosierdzia się skończy, kiedy Brama Miłosierdzia w bazylice św. Piotra zostanie zamknięta, to niektórzy odetchną z ulgą: "chwała Bogu, skończyło się, możemy wrócić do naszych ciepłych zakrystii i duszpasterstw". I obawiam się, że przeciwieństwem miłosierdzia wcale nie jest nienawiść. A co? Bylejakość, obojętność, znudzenie. Jeszcze lenistwo. To jest trochę jak z kolędą, która może być zgarnianiem pieniędzy albo czymś absolutnie fantastycznym - pójściem do ludzi, pogadaniem z nimi. Jestem głęboko przekonany, że na wielu ludziach na świecie, przyszłych księżach i zakonnikach, ten pontyfikat się bardzo silnie odciśnie. Co zrobić, żeby tego miłosierdzia było jednak więcej? Może pana zdziwię, ale ja bym mniej o nim mówił. Mniej? Tak, ale więcej robił. Jak? Wie pan, skąd mamy tyle chrztów w bazylice? Jesteście w samym centrum Krakowa. Tak, ale nie jesteśmy parafią. Pamięta pan, jak mówiłem o związkach niesakramentalnych? Tak. No to u nas chrzcimy ich dzieci. Odbijają się od drzwi parafii, bo nie mają ślubu kościelnego i przychodzą do nas. Trzeba wcielać miłosierdzie w życie. Tutaj jestem akurat optymistą. Poza tym wiara bez uczynków jest martwa. Ojciec jest miłosierny? Wobec kogo? Ogółu i jednostek. Chyba tak. Zaczynam od siebie, idę do lustra, patrzę - fajny. Ja muszę siebie akceptować. Co to znaczy miłosierny? Akceptować siebie, akceptować otoczenie - tu, gdzie się jest. Z ambony łatwiej mówi się o miłosierdziu czy o sprawiedliwości Boga? To, jak się wydaje, zależy od temperamentu. U mnie węgierska krew daje się we znaki i jestem raczej krewki w słowach. Ale jak wychodzę tam na ambonę, to proszę mi wierzyć, kieruję się miłosierdziem. Chociaż może tak tego nie nazywam. Przypomniały mi się słowa ks. Kaczkowskiego, który mówił, że kiedy wychodzi na ambonę, to jest lwem, a kiedy siada do konfesjonału, staje się barankiem. To zależy, co lew ma zamiar robić. (śmiech) Bronić prawd wiary i być kręgosłupem moralnym. Lubię Kaczkowskiego, ale bym się z tym nie zgodził. Powiem panu tak. Kiedyś w czasie mszy świętej w kościele siedział polityk, za którym nie przepadam. Po zakończeniu mszy pytam ojca, z którym odprawialiśmy, dlaczego tak szybko ciągnie mnie do zakrystii. Kiedy powiedział mi, o którego polityka chodziło i zobaczył, jak na to nerwowo zareagowałem, odpowiedział: "właśnie dlatego". (śmiech) Co prawda pewnie nic bym nie powiedział, choć zdarzało się. Na przykład? Inny polityk występował kiedyś w kościele na tle Matki Boskiej. Powiedziałem, że jak się jest politykiem, to uprawia się politykę, a nie szuka się Matki Boskiej. Wracając do tej ambony, to myślę, że czynnik ludzki gra tutaj dużą rolę. Jeden jest flegmatykiem, ja jestem bardziej emocjonalny. I w tę emocjonalność trzeba włożyć życzliwość wobec innych ludzi. Jestem pewien, że w konfesjonale taki jestem, ale zdarza się, że na ambonie jestem barankiem, a w czasie spowiedzi lwem. To jest to, o czym mówiliśmy na początku, o byciu miłosiernym przez pardon, "wyrywanie nóg z dupy"? Ładnie pan to ujął. Józef Puciłowski OP - dominikanin, historyk, historyk Kościoła, opozycjonista w czasach PRL, publicysta. Michał Lewandowski - redaktor publicysta, teolog. Prowadzi autorskiego bloga "teolog na manowcach".
Odpowiedzi Psychologiczny123 odpowiedział(a) o 07:21 Brama Miłosierdzia to taka brama, że jak przez nią przejdziesz i spełnisz odpowiednie warunki otrzymasz odpust zupełny, te warunki to: Przystąpienie do sakramentu pokuty, przystąpienie do sakramentu Eucharystii, wyznanie wiary (modlitwa Wierzę w Boga) modlitwa w intencji Ojca Świętego i we wszystkich w jego intencjach. No i to tyle :) Nic prostszego :) 0 0 Uważasz, że ktoś się myli? lub
brama miłosierdzia co to jest